A wszystko zaczęło się w poniedziałek, kiedy to Michael kichał i prychał, we wtorek dołączyła do niego Caoimhe i mnie też coś zaczęło łapać... Dzisiaj rano obudziłam się z bólem gardła i dotrzymuje dzieciakom towarzystwa w kichaniu. Pogoda wcale nie pomaga, bo co chwila albo leje jak z cebra albo tylko lekko pada - gdzie jest słońce ja się pytam?!
Na domiar złego w tym tygodniu dni płyną wyjątkowo wolno, a ja mam dość moich potworków, bo przez to, że są przeziębione są mega marudne i doprowadzają mnie do szału... Wszystko jest nie tak, bo w środę Michael powinien być w żłobku, a ja powinnam móc sobie odpocząć od niego prasując i sprzątając, a tymczasem miałam odpoczynek może przez 2h, kiedy to Emma zabrała dzieciaki do lekarza. Nim zdążyli wrócić przyjechał Barry, Kilan i Ciara więc chcąc nie chcąc zaczęłam się bawić z tą dwójką. Zawsze to jakaś odmiana od moich potworków ;) Ciara (lat 4) i Kilan (lat 8) byli naprawdę bardzo grzeczni, a w porównaniu do Caoimhe i Michael'a to istne aniołki :D
Teraz siedzę sobie w salonie i nie mogę się skupić na pisaniu, bo Michael cały czas płacze i krzyczy - nie spał dzisiaj w ogóle, po czym zasnął przy obiedzie, ale po przeniesieniu do łóżka obudził się i teraz daje się nam wszystkim we znaki. Mam plan szybciutko przejrzeć co ciekawego w internecie i uciec do mojego domku, bo inaczej oszaleję tutaj ;)
Wczoraj oglądałam "P.S. I love you" i po raz pierwszy zauważyłam, że te wszystkie postacie, które miały być Irlandczykami w filmie miały okropny akcent wcale nie podobny do Irlandzkiego! ;)
ja 'chory' tydzień mam już za sobą, teraz już wszyscy zdrowi, ale faktycznie mogłoby być trochę bardziej slonecznie... chociaż nie ejst źle, trochę pada, trochę świeci...
OdpowiedzUsuńCzyli książka (ps. i love you) lepsza? (z reguły tak jest z filmami na bazie książek, że gorzej wypadają...) . Bo ani nie czytałam ani nie oglądałam i nie wiem, za co lepiej się zabrać. Ale lubię tę autorkę, czytałam "a place called here" - lekko pisze i tworzy przyjemny klimat.
OdpowiedzUsuńTo zobaczę, na co akurat trafię jak już wrócę do Polski (nie tak długo, z miesiąc). Jej książki często widuję w ciucholandach, więc łatwo coś złapię (a "ps. i love you" chyba akurat mam w bibliotece). Mi ciągle jeszcze nieraz opornie idzie czytanie w innych językach, więc tym bardziej można podziwiać, że mi się podobała.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, nie lubię oglądać filmu przed przeczytaniem książki po potem trudno mi sobie wyobrazić bohaterów wg. opisów, a widzę jedynie aktorów. Z tym, że jak przeczytam wcześniej, to się czasem rozczarowuje, że nie wyglądają tak idealnie jak sobie wyobraziłam.