sobota, 25 sierpnia 2012

32h z potworkami = zmęczona au pair! :)

No i mamy kolejny weekend - wierzyć mi się nie chce jak ten tydzień szybko zleciał. Niech ktoś w końcu zatrzyma czas! ;)

Muszę się pochwalić, że przeżyłam 32h z potworkami i... wcale nie było tak źle! Zaczęło się od 9tej w środę (Emma z Derekiem pojechali z rana) i do 17tej był to praktycznie normalny dzień. Normalny dzień = dużo deszczu ostatnio więc żeby mi się Caoimhe nie zanudziła na śmierć postanowiłam zrobić z nią ciasteczka (przepis tutaj). Pomysł okazał się genialny, bo mała miała wielką frajdę z wałkowania ciasta - tak, tak Emma po naszym ostatnim pieczeniu kupiła wałek! :)


Najbardziej bałam się tego co będzie po obiedzie, bo ileż można się bawić w te same zabawy, jednak Caoimhe zgodziła się obejrzeć coś na dvd dając mi chwilę spokoju. W zasadzie czas zleciał nam na czytaniu książek i oglądaniu tv kiedy ze zdziwieniem zauważyłam, że wybiła 20sta. Położyłam małego spać w jego malutkim łóżku i o dziwo obyło się bez problemów - standartowo tak jak podczas usypania go do drzemki musiałam z nim posiedzieć jakieś 10minut i po kłopocie. Później będąc kochaną au pair pozwoliłam Caoimhe posiedzieć ze mną do 22giej (zazwyczaj chodzi spac o 21ej) i po kilku prośbach zgodziłam się na spanie z nią.


Sleepy head - Michael zawsze się śmieje jak to tak nazywam jak się przebudzi z drzemki :)
Zupełnie z głowy mi wyleciało, że pracę będę musiała zacząć wcześniej niż 9ta i położyłam się spać dopiero po północy - błąd! Jeszcze większym błędem było zgodzenie się spać z Caoimhe, bo mała strasznie się rozpychała i przez pierwsze dwie godziny w ogóle nie zmrużyłam oka. Około 4tej obudziłam się na brzegu łóźka i postanowiłam się przenieśc gdzieś indziej.  Po dosłwonie 5minutach snu (w końcu sama w wygodnym łóżku!), a przynajmniej tak mi się wydawało, obudził mnie płacz Michaela. Kompletnie nieptrzyomna odnotowałam, ze jest 6ta rano i poszłam sprawdzić co jest nie tak. Okazało się, że mały jest cały mokry więc zeszłam z nim na dół, żeby go przebrać - najlepsze jest to, że jak tylko wzięłam Michaela na ręcę to on zasnął. Obudził się jak chciałam go położyć z powrotem do łóżka i zaczął płakać więc położyłam go ze mną - młody się tylko uśmiechnął, zabrał mi jaśka i uznał, że chce sok. Kompletnie się rozbudziłam po tych wędrówkach i znowu nie mogłam zasnąć. W sumie dużo snu nie straciłam, bo mały obudził się znowu o 7:30 i zmusił mnie do wstania - toż to środek nocy! Po wypiciu dwóch kaw zaczęłam jakoś funkcjonować, ale powiem Wam, że czwartek był ciężkim dniem, bo byłam mega zmęczona. Emma z Derekiem wrócili po 17tej i mój najdłuższy pracujący dzień dobiegł wtedy końca. Z radością odryłam, że uwielbiam moje łóżko i mój domek! :) Następny babysiting 6 września, ale nie wiem czy Emma z Derekiem wrócą rano do domu czy nie - we'll see!

W ogóle w piątek wpadła z wizytą Katty i spytała czy chcemy ją odwiedzić więc spędziliśmy miłą godzinkę z nią. W jakiś dziwny sposób dla Michaela zabawki które ma Katty są ciekawsze niż te które on ma w domu hahaha ;) Jak już wychodziliśmy Katty dała mi 20euro mówiąc, żebym kupiła sobie coś miłego jak pojadę za tydzień do Castlebar - moich odmów nie przyjmowała, po którymś razie stwierdzając, że mam być cicho i koniec. Ok-ej... W dalszym ciągu mi głupio i w zasadzie poczułam się jak z własną babcią ;)

A dzisiaj mam leniwy weekend wypełniony sprzątaniem i prasowaniem własnych rzeczy (tak dla odmiany! ;)). Po 14tej pojechałam do Navan i... kupiłam sobie aparat! :) Oto kilka zdjęć zrobionych moją nową zabawką!

Polski sklep w Navan! :)

Centrum handlowe czyli widok rzadko spotykany w miejscowościach wielkości Navan.
Sklep, który uwielbiam - eason! Odpowiednik naszego Empiku :)
Mój nowy aparacik! <3

W Navan kupiłam też prezent dla Emmy z okazji jej jutrzejszych urodzin - kartkę urodzinową, ptasie mleczko i breloczek z jej datą urodzenia - potem wrzucę zdjęcia, bo mam wszystko u mnie w domku. :)

1 komentarz: