wtorek, 28 sierpnia 2012

WItaj szkoło!

To już jutro! Caoimhe wraca do szkoły i przez większość dnia (do 15tej) będę tylko z Michaelem czyli luzik ;) Ale niestety będę musiała też zaczynać pracę wcześniej - ok. 8:30...

Prezent dla Emmy - była bardzo zaskoczona i się ucieszyła :) Stwierdziła, że przecież nie musiałam! :)

Wierzyć mi się nie chce, że już tylko 13 dni :( Ostatnio gdy tylko przemknie mi przez głowę myśl o opuszczeniu Irlandii robi mi się tak strasznie smutno i dziwnie… Nie potrafię sobie wyobrazić powrotu do rzeczywistości, powrotu na studia, nauki, mówienia po Polsku przez cały czas. Co gorsze jak tylko pomyślę o tym, że nie będę już więcej słuchać Michaela wołającego „Kaddy, Kaddy, Kaddy” tylko po to, żeby usłyszeć w odpowiedzi „What Michael?” czuje jakąś dziwną pustkę. Mały przez ostatnie kilka tygodni wkradał się do mojego serca i mogę z całą pewnością powidzieć, że zrealizował zadanie! Zawsze jak go biorę na ręce po przebudzeniu z drzemki mały wtula się we mnie i nie rzadko zasypia ponownie obejmując mnie swoimi małymi rączkami. Innym razem podczas zabawy niechcący (lub specjalnie, bo to też się zdarza) uderzy mnie zbyt mocno, a wtedy ja zaczynam udawać płacz i Michael już biegnie do mnie, żeby mnie przytulić, bo tego go nauczyłam. Mały nauczył się też kilku nowych słów ode mnie, a niektóre przeinacza tak bardzo, że na początku tylko ja potrafiłam go zrozumieć i musiałam tłumaczyć Emmie co mały ma na myśli.

Wczoraj w Navan z cyklu "Michael uśmiechnij się!" ;)
Caoimhe też mi będzie ciężko opuścić – nasze wspólne zabawy, kuchenne rewolucje czy żarty. „Caoimhe guess what?” „What?” „It’s a lovely day!” – ciężko mi się nie uśmiechnąć na to wspomnienie. Caoimhe przez połowę drogi do sklepu pytała się mnie o coś na co już znała odpowiedź więc żeby pokazać jej jak bardzo jest irytująca zaczęłam z nią powyższą rozmowę i powtarzałam przez drugą połowę drogi. Mimo wszystko było bardzo zabawnie – zwłaszcza jak w pewnym momencie zaczął padać deszcz i „it’s a lovely day” było niezbyt trafnym określeniem. 

Wygłupy z Caoimhe na "pikniku" :D
Nie tylko za dzieciakami będę tęsknić, ale też za Emmą, Derekiem, Ailish, Katty i całą dużą rodzinką, którzy sprawili, że poczułam się jak jedna z nich – jak członek rodziny, co było naprawdę niesamowite! Będzie mi brakować codziennych (znaczy w bezdeszczowe dni) spacerków i machania do wszystkich kierowców po drodze, bo tutaj wszyscy zawsze są niesamowicie mili i pozdrawiają Cię z samochodu – coś czego w Polsce nigdy nie doświadczyłam… Irlandia to moja druga ojczyzna to na pewno, a Irlandczycy są bardzo bliscy mojemu sercu i gdybym mogła to bym przywiozła ich trochę do Poznania, żeby zasiedlić rynek – wciąż pamiętam jak zielono, wesoło i magicznie było jak Irlandia grała swoje mecze Euro w Poznaniu.


"Well, I took a stroll on the old long walk
Of a day -I-ay-I-ay
I met a little girl and we stopped to talk
Of a fine soft day -I-ay-I-ay" 

"Galway Girl" czyli piosenka, którą ciągle ostatnio nucę :)

4 komentarze:

  1. ja też kocham Irlandię, kochałam? nie wiem jak będzie, ale w tym roku już mam dośc, chociaż doceniam, że ludzie tu mili i tryliard innych rzeczy, których w Polsce nie doświadczysz..

    OdpowiedzUsuń
  2. juz do szkoly?:o moje wracaja dopiero 4 :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej weź, bo mi jeszcze gorzej! Ciesz się, ja od czwartku od 7:30 ;) Okazało się, że dziewczynki też idą w czwartek, a do tego Luke w poniedziałki i wtorki do playschoola, jeeee! :D Hahahah, małe płatki! <3 Wchodzę do Tesco na Temple Barze, a tam moje płatuszki to wzięłam i potem targałam cały dzień :D Wracamy, wracamy za rok :) Jest jeszcze jeden weekend w razie czego, żeby podjechać do Galway, ten następny :D

    OdpowiedzUsuń
  4. wszyscy mówią o tym, jak w Irlandii jest miło i przyjemnie, a ludzie wiecznie uśmiechnięci i wyciągający pomocną dłoń. chyba będę musiała kiedyś odwiedzić ten kraj! :)

    OdpowiedzUsuń