poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Belfast, Belfast


Kojarzycie piosenkę Boney M „Belfast”? Mi zawsze chodzi po głowie refren jak myślę o Belfaście… gdzie spędziłam razem z Olą (http://olasiawirlandii.blogspot.com/) ostatni weekend. Powiem Wam, że ciężko było wstać w sobotę o 7 rano – toż to zbrodnia w biały dzień! ;) Zwłaszcza, że w piątek z okazji ślicznej pogody mieliśmy bbq i wypiłam z Emmą o jednego drinka za dużo – podróż autobusem z wioski do Navan, a potem z Navan do Dublina nie należała do najprzyjemniejszych… Ale potem było już tylko lepiej :)

Spotkałyśmy się z Olą na busarasie skąd następnie udałyśmy się spacerkiem na dworzec Dublin Conolly – pociąg do Belfastu miałyśmy o 11tej i równo po 2h 15min byłyśmy na miejscu. Belfast jest stolicą Irlandii Północnej, która to leży w Wielkiej Brytanii – w sumie nie czułam, żebym była w Wielkiej Brytanii, bo przecież wciąż byłam na tej samej wyspie, ale o dziwo nie czułam się też jak w Irlandii. Z „Belfastdzkiego” (trudne słowo! :D) dworca, który bardzo przypominał lotnisko w Dublinie wyruszyłyśmy na poszukiwanie hostelu – o dziwo udało nam się nie zgubić! Nasz hostel okazał się być bardzo specyficzny  (pierwszy raz spotkałam się z dzwonkiem do drzwi w hostelu), ale nie można zbyt wiele wymagać od najtańszego hostelu jaki udało nam się znaleźć w mieście. :) Zostawiłyśmy nasze bagaże na jeszcze nie posprzątanych łóżkach i wyruszyłyśmy zwiedzać!
Naszym pierwszym celem była St Anne’s Cathedral (która znajdowała się bardzo blisko hostelu). 


Nie należę do fanów zwiedzania kościołów i katedr, ale bardzo podobał mi się plac przed katedrą pełen cytatów sławnych Irlandzkich pisarzy. 


Po dokładnym obejrzeniu katedry udałyśmy się do Queen’s University, po drodze minęłyśmy City Hall, gdzie Jezus rozdawał darmową kawę, herbatę i babeczki – takie rzeczy tylko w Belfaście ;) 

Darmowa babeczka od Jezusa była trochę za słona jak na mój gust! ;)
Quenn’s University okazało się bardzo uroczym budynkiem położonym niedaleko ogrodów botanicznych które oczywiście też odwiedziłyśmy, a co! :) 

Wracając z uniwersytetu zahaczyłyśmy jeszcze raz o City Hall, gdzie odbywa się wystawa… naturalnych rozmiarów krów! (Ciekawostka: od 1999 krowy te podróżują po całym świecie. Zaczęły w Chicago i jak na razie odwiedziły 70 miast – zapraszam krowy do Polski! :D).

Please do not seat on me! - powiedziała krowa ;)
City Hall z kółkami olimpijskimi i Brytyjską flagą
 Po zapoznaniu się ze wszystkimi krówkami wyruszyłyśmy do Titanic Quarter – nie wiem czy wiecie, ale słynny Titanic został zbudowany właśnie w Belfaście! Niestety nie udało nam się odwiedzić muzeum, bo wszystkie bilety były już wyprzedane, ale zawsze możemy się pochwalić, że byłyśmy w miejscu gdzie zbudowano Titanica! :)


W zasadzie po kilkugodzinnym spacerku mogłyśmy się pochwalić, że zobaczyłyśmy wszystko co się dało w Belfaście – jeśli ktoś z Was wybiera się do Belfastu to wszem i wobec ogłaszam, że 1 dzień to wystarczająco dużo czasu, żeby zwiedzić to maleńkie miasto! :)

Wieczorem był czas na odpoczynek co w naszym wypadku oznacza długie spacerki do pubu czy do 24h Tesco – w sobotę razem z Olą zrobiłyśmy 35 448 kroków i spaliłyśmy 1920 kcal więc bez wyrzutów mogłyśmy napić się Stelli. Po dwóch Stellach Ble, do których dosypują środka nasennego poszłyśmy grzecznie spać :)

Piwo za 4 Funty! :o
Stella Ble (znane też jako Stella Artois :D)
Plan na niedzielę był taki, żeby pochodzić po sklepach, ale po pierwsze pogoda niezbyt dopisała, a po drugie… wszystkie sklepy w Belfaście w niedzielę są otwarte dopiero od 13tej! I znów „takie rzeczy to tylko w Belfaście!”. Jakoś dotrwałyśmy do naszego pociągu i o 17.15 wylądowałyśmy w naszym kochanym Dublinie! :)

Ogólnie Belfast jest specyficznym miejscem – nie sądziłam, że to miasto jest takie małe! Za każdym razem patrząc na mapę dziwiłam się jak blisko jest z jednego punktu do drugiego.  Belfast w porównaniu z Dublinem, Galway czy innymi miastami jest bardzo cichy i spokojny i nie ma w nim zbyt wielu turystów co mi się wcale nie podobało – zdecydowanie bardziej odpowiada mi atmosfera jaka panuje w Dublinie. Czy poleciłabym komuś wycieczkę do Belfastu? Hmm… myślę, że tak, ale tylko taką 1dniową :) Moja wycieczka była bardzo udana, bo nie byłam sama, a towarzyszyła mi bardzo fajna i miła osoba jaką okazała się być Ola – z początku śmiesznie mi się rozmawiało po Polsku (tak dawno tego nie robiłam, że co chwila łapałam się na tym, że przez przypadek wtrącałam jakieś Angielskie słowa) i dziwnie jest spotkać się z osobą, którą po części zna się z czytania jej bloga! :D Jednak jest to dziwnie w pozytywny sposób! 

Ola dziękuję jeszcze raz za fajną wycieczkę, ale kasy za mleko Ci nie oddam! :D I pamiętaj litrowe Karpaki to jest to! :)

4 komentarze:

  1. też się muszę tam wybrać!:D i w ogóle zapomniałam, że tam funty..;P ile płaciłyście za hostel?

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapomniałaś wspomnieć o mojej wielkiej walizce! ;D Dzięki wielkie za wyprawę :-) Zaraz Ci na mejla podeślę mój numer konta, czekaj ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. W ogóle to na zdjęciu z krową rolę drugoplanową gra moje etui od tableta :-D

    OdpowiedzUsuń