poniedziałek, 25 czerwca 2012

Pierwszy dzień dobiega końca

Hey you! :)

No i kończy się pierwszy dzień mojej pracy - było jeszcze łatwiej niż w zeszłym roku ;) Wczoraj zapomniałam spytać Emmę o której powinnam przyjść więc rano uznałam, że 9 będzie okej (tak zaczynałam w zeszłym roku). Zrobiłam sobie i Caoimhe śniadanie i chwilę później pojawiła się Emma z Michaelem. Mały zdawał się przeczuwać, że Emma zaraz wychodzi więc oczywiście wpadł w histerię (tak samo było w zeszłym roku), ale poszłam z nim na dwór (znowu nie pada!) i zaczęliśmy się bawić piłkami dając Emmie czas "na ucieczkę" ;)

Chwilę potem wróciliśmy do domu, bo z rana trochę chłodno było i wzięłam się za ogarnianie domu, bo miałam opróżnić zmywarkę i sprzątnąć po śniadaniu więc namówiłam Caoimhe żeby mi pomogła po czym poprosiłam, żeby posprzątała w swoim pokoju więc mogłam poodkurzać na dole.

Podczas gdy ja bawiłam się z tą dwójką (budowanie z klocków, zabawa lalkami i oczywiście gra w Grzybobranie ;)) Emma zdążyła wrócić od lekarza i okazało się, że Caoimhe ma popołudniu przyjęcie urodzinowe na które oczywiście chciała iść!

Potem razem z Emmą i dzieciakami poszliśmy do nanny Kathy (babcia Caoimhe i Michaela) mieszkającej dosłownie dwa domy dalej skąd po krótkiej pogawędce udałyśmy się na dłuższy spacer. Myślałam, że po powrocie Michael pójdzie spać, ale po zjedzeniu lunchu okazało się, że ciągle ma sporo energii więc postanowiłam go wymęczyć na trampolinie ;)

Zmęczony Michael
Gdy przyszedł czas przyjęcia urodzinowego mały znowu wpadł w szał, bo Emma wzięła ze sobą tylko Caoimhe. Płakał i wrzeszczał jak szalony, ale jak wzięłam go na kolana i puściłam bajkę to zasnął w mgnieniu oka więc przeniosłam go do łóżeczka i miałam trochę czasu dla siebie - poszłam po laptopa i przeglądałam internet, bo u mnie wciąż nie chce działać...

Emma po powrocie zrobiła obiad (głupio się czuję jak ona coś robi w ciągu dnia, a ja akurat nie mam nic do roboty, ale Emma nigdy nie pozwala sobie pomóc mówiąc, że mam odpoczywać od dzieciaków :)). Dzisiejsze menu składało się z: lasagne, pieczywo czosnkowe, frytki, ziemniaki, gotowana marchewka i kalafior. I powiedzcie mi, że Irlandczycy nie są dziwni ;)

Michael wstał dopiero po obiedzie więc nie miałam zbyt ciężkiego dnia. Za chwilkę wybieram się do mnie znaleźć trochę motywacji i pobiegać na bieżni :) See you!

3 komentarze: