sobota, 23 czerwca 2012

Irlandia przywitała mnie deszczem, wiatrem i... problemami

Bycie au pairką w Irlandii po raz trzeci czas zacząć! 

Wylot miałam z Goleniowa (ależ to lotnisko jest malutkie!) wczoraj około 13tej. Zarówno podczas odprawy jak i później w samolocie spotkałam pełno dzieci... płaczących dzieci. Jakiś zwiastun tych wakacji? Oby nie ;) W samolocie jak zwykle się wynudziłam i strasznie się ucieszyłam kiedy w końcu wylądowaliśmy. Po przylocie miałam wysłać sms-a do rodziców, żeby się nie martwili i do Emmy, żeby wiedziała, że wkrótce będzie musiała po mnie wyjechać. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że roaming w telefonie nie jest włączony i nie mogłam się z nikim skontaktować... Ależ ja się denerwowałam, bo wiedziałam, że rodzice muszą się strasznie martwić. Z drugiej strony było mi też głupio, że nie dam znać Emmie. Swoją drogą to dziwne z tym roamingiem, bo jak nie miałam abonamentu to zawsze wszystko działało, a tu nagle w abonamencie okazuje się, że trzeba jakoś specjalnie włączyć roaming. No cóż...

Autobus znalazłam bez większych problemów, ale okazało się, że mam pecha bo spóźniłam się jakieś 5 minut i autobus odjechał. Musiałam czekać na następny prawie godzinę podczas której próbowałam znaleźć jakieś darmowe wi-fi i wysłać rodzicom maila. Wi-fi miało bardzo słaby sygnał i nic z tego nie wyszło. Spytałam się jakiejś pani czy mogę od niej wysłać sms-a, ale okazało się, że nie ma nic na koncie... Druga spytana pani powiedziała, że jest z Australii i nie ma telefonu. Damn it! Na domiar złego po upływie godziny autobusu wciąż nie było... spóźnił się chyba z 15minut. W autobusie jeszcze raz spytałam jakąś panią o możliwość wysłania sms-a (do trzech razy sztuka) i tym razem udało się bez problemów (a przynajmniej tak myślałam) więc wysłałam sms-a do Emmy, żeby wiedziała, że ma po mnie przyjechać. Jako, że w autobus był wyposażony w wi-fi spróbowałam się po raz kolejny połączyć i udało mi się na krótką chwilę więc wysłałam szybkiego maila do taty ("doleciałam. nie mam roamingu") i nie zdążyłam zrobić nic więcej, bo wi-fi przestało działać... Bez przerwy próbowało znaleźć adres IP.

Mniej więcej w połowie drogi pani od telefonu powiedziała mi, że sms się nie wysłał i że jak chcę to mogę spróbować jeszcze raz. No po prostu super... Okazało się, że zapomniałam napisać 0 przed numerem telefonu... Na szczęście za drugim razem sms się wysłał, a wi-fi zaczęło działać. Hura! Weszłam szybko na maila (byłam pewna, że tamten e-mail nie zdążył się wysłać) i zobaczyłam, że tata mi odpisał, że zaraz postara się włączyć mi roaming. W przeciągu 10minuut telefon zaćwierkał i zaczęły przychodzić wszystkie sms-y. Spytałam się jakiejś starszej pary obok (słyszałam, że jadą do Navan) jak daleko jeszcze i dowiedziałam się, że jesteśmy jakieś 10minut od Navan. Napisałam więc szybko do Emmy, ale starsza para nie miała wcale racji... W Navan znaleźliśmy się dopiero za jakieś 25minut więc Derek musiał dłuuugo na mnie czekać.

Okazało się, że przyjechał z Michalem po mnie - mały wygląda jak na zdjęciach, przyznam szczerze, że strasznie się przez ten rok zmienił.

Z drugiej strony wszystko inne wygląda dokładnie tak samo - jakbym nigdy nie wyjechała. Caoimhe przybiegła do mnie od razu jak mnie zobaczyła i od wczoraj ciągle mi powtarza jak bardzo mnie kocha/lubi i, że strasznie się cieszy, że znów przyjechałam do Irlandii.

Po kolacji wręczyłam wszystkim prezenty (nie mogłam znaleźć czekolad, które były na spodzie plecaka) i Caoimhe była jeszcze bardziej szczęśliwa. Podczas gdy Michael bawił się klockami ja grałam z Caoimhe w grzybobranie jednocześnie plotkując i popijając miód pitny i wino z Emmą :) Emmie chyba miód smakował i stwierdziła, że smakuje jak toffe wódka (nigdy nie piłam), Derek wypił tylko troszkę i uciekł do salonu oglądać mecz ;) Bardzo miło się siedziało więc byłam z nimi chyba do 21, a później Caoimhe z Emmą odprowadziły mnie do mojego domku (więcej o moim domku w następnym poście, bo ten i tak już jest bardzo długi :D) gdzie przywitał mnie taki oto plakat:


Bardzo miło mi się zrobiło! :) Dopóki nie weszłam do mnie nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo jestem zmęczona... Wzięłam więc tylko szybki prysznic i padłam ;) Nie zdążyłam się nawet rozpakować!

Nadrobiłam dzisiaj rano więc już wszystko jest na swoim miejscu :) Jak poszłam rano do głównego domu na śniadanie to Emma z Derekiem jeszcze spali więc dałam czekolady Caoimhe (ależ była szczęśliwa :D), która czekała na mnie z rozstawioną grą, a Michael bawił się klockami - jeeej! :) Caoimhe obudziła Emmę pytając czy może spróbować którąś z czekolad, więc chwilę potem Emma z Derekiem krzątali się po kuchni przygotowując śniadanie, a ja grałam z Caoimhe w grzybobranie - skubana ciągle ze mną wygrywa! Nie mam szczęście do gier ;)

Śniadanie oczywiście było typowe, za każdym razem jak widzę irlandzkie śniadanie przypomina mi się filmik jaki oglądałam, w którym Billgun zapraszał Anglików na Euro: "Przyjedźcie do nas: mamy bardzo dobre śniadania, obiady oraz kolacje. Chociaż... wy i tak zjecie wszystko na raz na śniadanie!" :D Coś w tym jest, bo na śniadanie była jajecznica, tosty, fasolka w sosie, bekon, kiełbaski, biały pudding (bleh) i smażone pieczarki oraz obowiązkowo herbata z mlekiem. Emma dopiero przy śniadaniu przypomniała sobie, że ja pijam herbatę z cytryną i obiecała kupić cytryny jak będzie w sklepie następnym razem :) Hura! Jakoś nie przepadam za czarną herbatą z mlekiem.

Dobra czas kończyć, bo Was zanudzę! ;)
Niestety internet okazał się bardzo słaby i moje wi-fi wykrywa bardzo słaby sygnał tylko w dwóch miejscach więc będę musiała chodzić do głównego domu - właśnie zaraz się wybieram, bo póki co notka była pisana w notatniku :D

P.S. Pogoda jest okropna! Na lotnisku powitał mnie wiatr tak mocny, że cieszę się, że miałam na sobie 15kg plecak, bo jeszcze by mnie zwiało ;) Od wczoraj wieczora pada. Kap, kap, kap...
P.S.2. Caoimhe właśnie gra w grzybobranie z maskotką Kubusia Puchatka, bo ja siedzę przy komputerze ^^
P.S.3. Przestało padać! :)

8 komentarzy:

  1. eh te roamingi są straszne, też zawsze mam z nimi problem, znaczy sms mozesz wysłać, ale dzwonić nope! przynajmniej ja tak mam.

    ja się strasznie właśnie boję szukania autobusu i tych spraw... leciałaś do Dub? znalazłaś atb bez problemu? miałaś wcześniej zarezerwowany bilet czy coś? ;< stresuje sie aaaaa! a wyjazd moj dopiero za 13 dni!

    włącz opcję obserwatorów, żebym mogła cie dodać do subskrypcji!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dasz sobie radę! :) Ja leciałam do Dublina - autobusy do centrum i na dworzec są zaraz przy wyjściu z dworca.
      Autobusy dalekobieżne są troszkę w innym miejscu - trzeba wyjść z lotniska i kierować się w stronę parkingów, a potem przejść przez jeden budynek i zaraz za nim są te autobusy :) Ja bilet miałam kupiony i wydrukowany, bo Emma mi kupiła :)
      Jak się kupuje przez internet to jest ciutkę taniej :)

      Obserwowanie jest włączone, bo ktoś mnie już obserwuje :) Nie wiem dlaczego u Ciebie nie działa...

      Usuń
    2. Ty jechałaś dalekobieżnym? Ale myślisz, że nie będzie problemu jak nie mam zabookowanego biletu? Ech najbardziej mnie stresuje wlasnie znalezienie autobusu i dotarcie do domu ;<

      Usuń
    3. Tak jechałam dalekobieżnym, ale niedaleko (Navan jest jakąś godzinę od Dublina). A jedziesz bus Eireann? Jeśli tak to na pewno nie będzie żadnego problemu, bo bilety można kupować u kierowcy :) Jeśli masz jakąkolwiek legitymacje studencką (euro26 albo legitymację ze studiów) to możesz kupić bilet ze zniżką :)

      Usuń
  2. moge niby jechać Eireannem ale moge też Citylinkiem... mam legitymację studencką i ISIC :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Citylink odjeżdża z tego samego miejsca więc nie powinnaś mieć problemów ze znalezieniem :) Nie wiem tylko jakie karty respektują, bo nigdy z nimi nie jechałam :)

      Usuń
  3. No i dobra, nie bedzie juz kwiatkow na dzien kobiet : (

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ooooo :( Ja chcę moją obiecaną orchideę! ;)

      Usuń