sobota, 14 lipca 2012

Happy birthday Caoimhe!

Wydaje mi się, że zaczęliście trzymać kciuki trochę zbyt wcześnie, bo już od czwartku cieszyłam się słoneczkiem i ciepełkiem - oczywiście nie narzekam ;) Tak więc jak tylko Charline przyszła w czwartek do Caoimhe ja zabrałam małego na spacer co by nie próbował przeszkadzać Caoimhe w nauce :) Poszliśmy spacerkiem do centrum naszej wioski, gdzie znajduje się sklep i kościół. Oczywiście wizyta w sklepie skończyła się kupieniem chipsów dla małego, bo inaczej nie pozwoliłby mi wyjść ze sklepu ;) Cały spacerek zajął nam ok. 30minut, a jak wróciliśmy to Michael był tak zmęczony, że nawet nie płakał jak go kładłam spać - brawo ja! :) Czwartek minął jakoś wyjątkowo szybko i nim się spostrzegłam zaczął się piątek...


Nazwa miejscowości po irlandzku i angielsku

Jak się rano obudziłam to pierwsze co zrobiłam to sprawdziłam jaka jest pogoda za oknem - hura świeciło słoneczko! Poszłam do głównego domu pomóc w przygotowaniach, ale Emma już większość rzeczy miała zrobione więc głównie kręciłam się pod nogami próbując zagonić dzieciaki na dwór, żeby nie przeszkadzały. Z okazji przyjęcia w ogrodzie stanął wieeeelki dmuchany zamek, który był hitem imprezki! Imprezka zaczęła się ok. 13tej kiedy to małe potworki zaczęły się pojawiać (przyszło ich tylko 30!) i robić duuuużo hałasu.

3piętrowy tort urodzinowy, bo mój rysunek przedstawiał 3piętorwy tort ;)

Tym razem Derek był szczęśliwcem, którego uczepił się Michael, więc moim zadaniem było patrzenie czy innym dzieciom nie dzieje się żadna krzywda. Doszło tylko do 3 wypadków, ale żadnemu potworkowi nic się nie stało i szybko udało nam się powstrzymać płacz rozdając słodycze ;) Imprezka trwała do ok. 17tej, kiedy to wszystkie dzieciaczki szczęśliwe po zjedzeniu tony słodyczy i zabawie z przyjaciółmi wróciły do swoich domów. Dłużej zostały tylko 2 kuzynki: Caitlin i Holly, z którymi Caoimhe się grzecznie bawiła dając nam, dorosłym, chwilę wytchnienia :) Oczywiście piątkowo-standartowo było piwko i drinki, ale że wszyscy byliśmy bardzo zmęczeni to szybko skończyliśmy nasze pogaduszki dość szybko. Wróciłam do mojego domku, napisałam sms-a do znajomej i czekając na odpowiedź położyłam się na łóżku... po czym obudziłam się o 2giej rano! ;) Nie sądziłam, że byłam aż tak zmęczona, ale jak widać 30 dzieci i pół dnia na świeżym powietrzu baaardzo męczy ! :)


Bouncy castle - fajna sprawa, bo dzisiaj z Caoimhe skakałam i wspinałam się :D
Dzisiaj rano w dalszym ciągu pomagałam sprzątać po imprezce, a potem wybrałam się do Navan - w końcu musiałam kupić prezent dla dzieciaków z Castlebar, do których wkrótce jadę z wizytą :) Emma dzisiaj wyszła na wieczór panieński swojej przyjaciółki więc w domu tylko Derek i dzieciaki - biedny narzeka, że nie umiem gotować, ale mrożona pizza i frytki były zjadliwe, a Caoimhe stwierdziła, że to najlepszy obiad jaki istnieje ogłaszając swojego tatę świetnym kucharzem! ;) Zaraz uciekam do mnie poczytać książkę, bo mam dość słuchania bajek, które Caoimhe ciągle ogląda.

P.S. W książce kucharskiej pojawił się nowy przepis :) Na Rice Krispies Buns - bardzo popularne na przyjęciach urodzinowych, łatwe w przygotowaniu i uwielbiane przez dzieci "babeczki" :)

5 komentarzy: