Myślami wciąż jestem w Dublinie... Przez
rok zdążyłam zapomnieć jak bardzo uwielbiam to miasto! Naprawdę polecam każdemu
wycieczkę do Dublina - atmosfera tutaj jest niesamowita... nawet jak pada ;)
Planowałam jechać do Dublina w sobotę z
rana, ale odezwała się do mnie Roser (Hiszpańska au pair, którą poznałam 2 lata
temu w Castlebar), że znalazła pracę w Dublinie i w piątek może się spotkać, bo
potem cały weekend pracuje. Jako, że nie widziałam Roser od 2 lat błyskawicznie
podjęłam decyzję, że jadę do Dublina w piątek nawet jeśli wiązało się to ze
stratą pieniędzy na hostel. Autobus miałam o 17:20 spod domu więc zjedliśmy
obiad troszkę wcześniej (Emma znów poczęstowała mnie wódką więc wypiłam z nią dwa małe drinki - po powrocie to
czeka mnie chyba jakaś terapia w AA). Autobus jeździ teraz troszkę inaczej niż
rok temu - najpierw muszę jechać 107 z pod domu do Navan (w tym autobusie spotkałam
sąsiada i bardzo miłego kierowcę, który był kilka razy w Polsce i bardzo
zachwalał nasz kraj), a potem 109 z Navan do Dublina. Roser czekała na mnie na
Busaras skąd poszłyśmy do hostelu i tam spędziłyśmy przemiły wieczór - z
początku chciałyśmy iść na miasto, ale Dublin zaserwował nam ogromną ulewę...
Isaacs Hostel gdzie spałyśmy okazał się bardzo miłym miejscem - wieczorem była
muzyka na żywo i bbq gdzie za 5euro można było kupić burgera & piwo co też
z Roser zrobiłyśmy. Naprawdę super było się tak spotkać i powspominać oraz
poopowiadać sobie o tym wszystkim co się zdarzyło w ciągu 2 lat - Roser
zamierza w ciągu 2-3 tygodni znaleźć mieszkanie w Dublinie więc już mnie do
siebie zaprasza, bo jeszcze się nie zdążyłyśmy nagadać ;)
Roser zaczynała pracę wcześnie rano więc
pożegnałyśmy się już wieczorem, bo kiedy ja
rano wstałam Roser już dawno była w pracy :) Po zjedzeniu śniadania
wymeldowałam się z hostelu i odetchnęłam z ulgą widząc piękne słońce za oknem -
idealna pogoda na zakupy!
Uno dla Caoimhe, czekolady dla Caoimhe i jej kuzynek na urodziny, sweterek z Penneys i pamiątki :D |
Po 4 godzinach chodzenia po sklepach zaczęła mi
ciążyć torba z rzeczami więc udałam się nad rzekę gdzie grzejąc się na
słoneczku wypisywałam po kolei wszystkie zakupione kartki urodzinowe i
pocztówki. Około 15tej odezwał się do mnie kolega, że będzie w domu mniej
więcej o 17tej więc z braku lepszych rzeczy do roboty udałam się spacerkiem do
Trinitty College gdzie udawałam turystkę - wystarczyło włożyć aparat na szyję,
żeby ludzie przestali mnie pytać o drogę (zawsze mam z tym problem w Dublinie,
bo wszyscy biorą mnie za Irlandkę). W Trinitty prawie bym zgubiła aparat, bo
będąc w łazience powiesiłam go na wieszaczku, a potem zaaferowałam się tym, że
mój irlandzki telefon po nieszczęśliwym upadku wyłączył się, a ja nie znałam
pinu i z tego wszystkiego zapomniałam zabrać aparatu... Po jakichś 5 minutach
zdałam sobie sprawę z braku aparatu i popędziłam do łazienki gdzie jakaś miła
pani trzymała mój aparat - mówi, że właśnie chciała go oddać do biura
turystycznego. Miałam szczęście, że tak szybko się zorientowałam, bo nie wiem
czy potem wpadłabym na to, żeby iść do biura :) A telefon udało mi się w ciągu
godzinki włączyć, bo Emma wysłała mi pin na mój polski telefon - hura, znów
miałam kontakt ze światem!
Podczas kupowania piwa w SPARze (uznałam,
że choć w taki sposób mogę się odpłacić znajomym ze możliwość spania u nich)
kasjer spytał czemu tylko 4pak kupuje więc wdałam się z nim w krótką rozmowę i
wyjaśniłam, że wieczorem pewnie pójdziemy ze znajomymi do jakiegoś pubu więc 4
piwka wystarczą na początek. Kasjer (może z 5 lat starszy ode mnie Hindus)
zaczął mnie pytać gdzie i o której wychodzimy i że on się chętnie dołączy.
Pracował do 11tej więc chciał, żebym potem przyszła i powiedziała mu dokąd
idziemy to on po pracy się przyłączy. Hahaha no spoko ;)
Znajomi u których miałam przenocować to
dwójka Polaków (Marcin & Agnieszka) i Chorwat (Ervin), ale jak przyszłam do
nich to Ervina akurat nie było więc razem z Marcinem i Agnieszką zjedliśmy
Polski obiad - pierogi ruskie! Mniam, mniam! :) Potem się okazało, że znajomy
Marcina robi wieczorem urodziny w Chech Inn-ie więc po wypiciu wszystkich piw
poszliśmy z Marcinem do sklepu kupić jakąś kartkę urodzinową i czekoladki. Do
czeskiego pubu na Temple Bar dotarliśmy ok. 22 i jedyną osobą którą znałam tam
poza Marcinem był właśnie solenizant - Krystian. Zostałam "posadzona"
między Marcinem, a jego kolegą Irkiem i muszę przyznać, że była to świetna
miejscówka, bo Irek okazał się znakomitym rozmówcą - to chyba dlatego, że
strasznie przypomina mi mojego dobrego kolegę więc miałam wrażenie jakbym znała
Irka od zawsze :) Było nas może 15-20 osób choć zdarzały się sytuację, że jedni
wychodzili nie mogąc zostać dłużej i robili miejsce dla nowych osób (był nawet
kolega, który wychodził i wracał 3 razy ;)). Starałam się jak najwięcej
rozmawiać z różnymi osobami więc często zmieniałam miejsce, a taktyka
"dużo rozmawiać, mało pić" odniosła spory sukces, bo kiedy o 3ciej
zapalili światła ogłaszając zamknięcie pubu byłam jedną z trzeźwiejszych osób
spośród tych które zostały (do końca dotrwało chyba z 6 osób). Po odprowadzaniu
Irka (jemu to się dopiero nogi plątały! ;)) zostaliśmy u niego na noc więc
potem trzeba było wstać dość wcześnie, bo o 13:30 miałam autobus powrotny, a
jeszcze musiałam wrócić do Marcina po rzeczy. Niestety niedziela okazała się
okropnym dniem pod względem pogody więc zmokłam podczas tych spacerków, a mała
ilość snu bardzo mnie wymęczyła więc jak w końcu znalazłam się u mnie w domku
to z przyjemnością położyłam się pod kocyk i zasnęłam jak dziecko ;)
A co, masz jakąś typową irlandzką urodę czy tak się nosisz, że wyglądasz jak stamtąd? ;)
OdpowiedzUsuńMam rude włosy, bladą cerę, a od nadmiaru słońca wyskakują mi piegi więc można powiedzieć, że wyglądam jak Irlandka ;)
UsuńAch ten Dublin ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie zapomniałaś, że nie mam piórnika. Nie musi być z zakopanego, może być z Dublina : )
OdpowiedzUsuńhahahaha :D
Usuńhah no Dublin urzeka, ale nie wiem, czy mogłabym tam mieszkać na stałe, za dużo ludzi! W sumie miałam byc summer au pair w Dublinie, ale nie wyszło, może o dobrze :))
OdpowiedzUsuńTylko coś mało zdjęć z tego Dublina!
OdpowiedzUsuńA czekoladę Wedla baaardzo lubię :)
Mało zdjęć, bo notka długa, a nie chciałam, żeby było jeszcze więcej :)
UsuńCzekolada Wedla sprawia, że moja dziewczynka zaczyna pomagać przy sprzątaniu, bo daje jej za to punkty i jak będzie mieć 100 obiecałam jej czekoladę :D