Bilety zakupiłam już w styczniu - kosztowały mnie całe 16zł w dwie strony! I jak tu nie kochać ryanaira? ;) Wydaje mi się, że Oslo nie jest zbyt nastawione na turystów - a przynajmniej nie na biednych studentów z Polski :D Poszłam więc za radą innych studentów i znalazłam sobie sponsora... a nawet dwóch ;) Moi kochani sponsorzy (oczywiście mam tu na myśli moich rodziców :D) opłacili mi praktycznie całą wycieczkę w której koszt wchodziły głównie przejazdy, jakieś jedzenie czy pamiątki o resztę nie musiałam się martwić gdyż przez te 5 dni mieszkałam u kuzynki pod Oslo :)
Plan był prosty! Wylot z Poznania w piątek, w niedzielę mój pierwszy raz jako kibica biegów i skoków narciarskich w Holmenkollen, szybki przegląd najciekawszych miejsc w Oslo w poniedziałek i fruuuu do domu we wtorek.
Piątek i sobota upłynęły dość szybko pod hasłem rodzinnej integracji. Podczas spaceru po Sande odkryłam, że:
- w Norwegii wiosny nie znajdę - wręcz przeciwnie!
- lepiej patrzeć pod nogi niż przez obiektyw aparatu, bo lód ukryty pod śniegiem tylko czeka aż ktoś będzie szedł z nieuwagą - gleba gwarantowana.
- jeśli chce się mieć suche i czyste ubrania lepiej nie robić orzełków/aniołków na śniegu ;)
- lustrzanka taty nie zawsze chce ze mną współpracować tak jak to sobie wymarzę - chyba muszę zacząć częściej z nią rozmawiać, żeby nie dochodziło między nami do takich nieporozumień!
- nie lubię mgły, bo przez nią zdjęcia wyglądają nieciekawie. Misja odnaleźć słońce zakończona niepowodzeniem...
Po dwóch dniach relaksu i odpoczynku w końcu nadszedł czas na to co tygryski lubią najbardziej czyli wyprawę na zawody! Kiedy dotarliśmy (bo chyba jeszcze nie wspomniałam ale w podboju Norwegii towarzyszyła mi siostra z narzeczonym) na dworzec centralny w Oslo z łatwością odnalazłam metro które miało nas zawieźć do Holmenkollen. Choć nie wiem czy metro jest tutaj odpowiednią nazwą... Podczas 30minutowej jazdy jedynie kilka pierwszych stacji przypomina metro jakie znam z innych miast potem niespodziewanie metro zamienia się raczej w kolejkę górską - ostatnia stacja znajduje się an wysokości 465m nad poziomem morza! :)
Z początku obawiałam się, że dojście od metra do skoczni może sprawić jakieś problemy ale ilość kibiców (głównie norweskich) wspinających się pod górkę w jednym kierunku ułatwiła to zadanie! ;)
Czas przed biegami umilała jakaś Norweska piosenkarka namawiająca wszystkich do skakania i klaskania w rytm znanych przebojów - przynajmniej można było się rozgrzać! ;) Co jakiś czas można też było odnaleźć siebie na telebimie, wyszczerzyć zęby w szerokim uśmiechu i mieć nadzieję, że będzie to transmitowane w naszej Polskiej telewizji - w końcu cała rodzina zgromadziła się przed telewizorami wypatrując flagi z napisem "Szczecin Niebuszewo". Nawiasem mówiąc widać nas przez jakąś sekundę ;) Atmosfera na stadionie była niesamowita zwłaszcza jak w polu widzenia pojawiała się Therese Johaug bądź Justyna Kowalczyk - radosne niezrozumiałe okrzyki Norwegów i nasz polski doping "Justyna! Justyna!".
Norweżka pokazała klasę i wygrała z miażdżącą przewagą, ale nasza Justynka też dała radę i dobiegła do mety jako druga wprawiając stadion w podwójną radość (Polacy cieszyli się z drugiego miejsca, a Norwedzy z tego, że Justynie nie udało się przezwyciężyć ich ulubienicy Johaug :)).
Po takich emocjach czekało nas już tylko jedno - zawody pucharu świata w skokach narciarskich! Ale o tym w następnej notce! :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńChyba każdemu z nas należy się taki odpoczynek raz na jakiś czas i ja jestem zdania, że należy zmieniać otoczenie aby wypocząć. Również jestem zdania, że fajnie jest mieć ubezpieczenie na wakacje https://kioskpolis.pl/ubezpieczenia-na-wakacje/ które naprawdę dużo nie kosztuje, a daje nam swobodę i bezpieczeństwo przy odpoczynku.
OdpowiedzUsuńTo jest zima, jak się patrzy <3 a po Norwegii jeździcie własnym autem, czy komunikacja jest wystarczająco dobra? Jeśli własnym, to nie ma co zwlekać i odkładać na później wykupienie OC, ja swoje znalazłam tutaj - https://ubezpieczamy-auto.pl/
OdpowiedzUsuń