poniedziałek, 3 września 2012

Z wizytą u byłej rodzinki :)


Pisane wczoraj w pociągu:
No i godzina za mną, jeszcze tylko ok. 2:15 i będę z powrotem w moim ukochanym Dublinie, w którym pełno będzie flag i ludzi ubranych w barwy, bo dzisiaj mecz GAA: Dublin vs Mayo – czyli jestem rozdarta, bo obie drużyny są mi bliskie. // Dopisek: wygrało Mayo - hura! :D
Kibice! :) Jak zawsze zakorkowali Dublin i autobus do Navan jechał baaardzo wolno
Pomyśleć, że jeszcze dwa lata temu jeździłam co któryś piątek do Dublina szczęśliwa, że znów mogę tam być i spotkać się ze znajomymi. Teraz podróż pociągiem, tak zresztą jak przejazd przez Castlebar, zabawa z dzieciakami czy spanie w starym pokoju sprawiają, że odczuwam jakąś dziwną melancholię. Wehikuł czasu to byłby cud – naprawdę chciałabym cofnąć się do tamtych chwil i przeżyć je jeszcze raz, ale z drugiej strony tak bardzo jak kocham moją Castlebarską rodzinkę tak w tym roku odkryłam, że nie jest to już moje miejsce, a mówiąc moja rodzinka czy moje dzieciaki widzę przed oczami Caoimhe i Michaela. Nawet rozmawiając i bawiąc się z Laoise musiałam się powstrzymywać, żeby nie zacząć mówić do niej w sposób w jaki mówię do Michaela, z tymi wszystkimi zdrobnieniami i w ogóle! 

Stáisiún Heuston - uwielbiam jak w LUASie mówią wszystkie nazwy po angielsku i irlandzku :)
Wypasiony pociąg! :)
Tak jak myślałam weekend spędziłam głównie na zabawie z dzieciakami, co mi wychodzi najlepiej! :) Dotarłam do Castlebar w sobotę ok. 15:30 i oczywiście przywitała mnie ulewa – witamy na zachodzie Irlandii! ;) Ze zdziwieniem stwierdziłam, że dzieciaki się praktycznie w ogóle nie zmieniły – no może poza Laoise, która ma teraz bardzo długie włosy (w całym swoim 4letnim życiu pozwoliła przyciąć je lekko tylko 2 razy). Gra, którą kupiłam im w prezencie została z entuzjazmem przyjęta i od razu zaczęliśmy grać, choć chwilami było ciężko jak Laoise wszystkim mówiła kim kto jest - choć to też było zabawne! :) Potem standardowo zabawa w chowanego, berka czy gra w monopoly czyli kochana au pair Kate robiła wszystko żeby dzieciaki miały fajny weekend. Czas zleciał niewiarygodnie szybko – gdy wybiła 21ta byłam niesamowicie zdziwiona myśląc, że dopiero 17ta co Maeve skomentowała ze śmiechem „że przecież obiad był o 19tej!”.  

Maeve się schowała!
Am I an animal? Am I a vehicle? - czyli gramy w grę, którą im kupiłam :)
Jako, że wczoraj bawiliśmy się praktycznie do 23tej dzisiaj dzieciaki długo pospały, zjedliśmy śniadanie ok. 12tej, chwila zabawy i nagle hostka wchodzi do ogrodu mówiąc mi, że już czas jechać na dworzec. Zostałam wyprzytulona za wsze czasy, usłyszałam wiele miłych rzeczy od moich dzieciaczków i naprawdę dobrze się bawiłam! Myślę, że działa to z wzajemnością, bo kładąc się spać w sobotę dzieciaki powiedziały hostce, że chcą znów mieć au pair (ja byłam ostatnia), która będzie się z nimi bawiła tak jak Kate. Wyjazd zaliczam do bardzo udanych - naprawdę super było pogadać i pobawić się z dzieciakami, które zajmują specjalne miejsce w moim sercu! :)

P.S. W książce kucharskiej (KLIK) nowy przepis! :)

1 komentarz:

  1. Wyglądają nieźle. Jak zdam eany to zrobię ich wegańską wersję : o

    OdpowiedzUsuń