4 dni temu mniej więcej o tej porze wylądowałam na półwyspie Iberyjskim a dokładniej w Hiszpanii w przepięknym i dobrze mi już znanym mieście Barcelona. Na lotnisku miałam się spotkać z Roser i jej rodzicami więc oczywiście nie mogło się obyć bez problemów, bo skoro Kasia się spieszy to wizz-air na złość gubi gdzieś wszystkie bagaże i cały samolot musi czekać na nich odbiór niemalże godzinę... Ale grunt, że w końcu odzyskałam moją ciężką walizkę, bo nie wyobrażam sobie co bym bez niej zrobiła ;)
Noc ze środy na czwartek spędziłam w domu rodziców Roser pod Barceloną, a jako że pociąg do Walencji miałam dopiero o 17:30 w czwartek tata Roser zabrałam mnie na wycieczkę do Montserrat. Nawiasem mówiąc rodzice Roser są przesympatyczni, a z jej tatą-gadułą świetnie mi się rozmawiało (na szczęście znał dobrze angielski :D).
Nietypowe pasma górskie czasem przybierają niesamowite kształty - przy odrobinie wyobraźni możemy zobaczyć słonia czy ciężarną kobietę.
W środku słoń a po prawej ciężarna. |
Do figurki Czarnej Madonny ustawiają się ogromne kolejki gdyż każdy chce się przy niej pomodlić czy też jej dotknąć. Mi udało się zobaczyć figurę jedynie z daleka.
Naprawdę polecam wszystkim wycieczkę do Montserrat głównie ze względu na przepiękne widoki a także liczne szlaki górskie gdzie można odpocząć z dala od zgiełku Barcelony.
W moim przypadku wycieczka w góry była krótka... za krótka i muszę ją kiedyś powtórzyć - rodzice Roser dali mi dożywotnie zaproszenie do ich domu więc jeśli tylko nadarzy się taka okazja na pewno tam wrócę :)
Po świetnej wycieczce tata Roser pokonał ze mną trasę do stacji Barcelona-Sants skąd wyruszyłam do Walencji! Podróż całkiem przyjemna - pociąg klimatyzowany, widoki za oknem boskie (trasa Barcelona-Walencja prowadzi głównie nad brzegiem morza) a obsługa rozdawała słuchawki w celu oglądania filmy wyświetlanego na kilku ekranach - a ja się pytam kiedy doczekamy takich standardów w Polsce? ;) Z podobieństw które udało mi się dostrzec mogę stwierdzić, że Hiszpańska kolej jest nie bardziej punktualna od Polskiej - do Walencji a w zasadzie do Sagunto dotarłam spóźniona o jakieś 15minut. Na szczęście szef cierpliwie na mnie czekał ;) 20minutowa podróż do domu minęła w przyjemnej atmosferze, potem tylko wdrapać się na 3 piętro - na szczęście znów mi się upiekło i nie musiałam dźwigać mojej 26kg walizki :D Mieszkanie w którym mieszkam jest całkiem spoko.
Ściany straszą swoją białością ale gdy tylko uzyskam zgodę szefa to zacznę je ozdabiać - mapa Walencji już czeka aż ją powieszę :D
Widok z balkonu |
Nasze biuro :D |
Mieszkam ok. 25minut metrem od centrum a jedynym minusem tutaj jest brak komunikacji nocnej - ale ja już coś wykombinuję ;)
Do usłyszenia wkrótce :)