niedziela, 31 marca 2013

Poradnik au pair: gdzie szukać rodzin

Już od dawna planowałam się zabrać za napisanie kilku wpisów na temat bycia au pair - w końcu mam w tym jakieś tam doświadczenie. Jest wiele pytań i wątpliwości które chodziły mi po głowie gdy po raz pierwszy szukałam rodzinki i decydowałam się na tą przygodę i w kilku najbliższych postach postaram się opisać cały proces "how to be an au pair" :) Jakby ktoś miał jakieś szczególne pytania czy wątpliwości to zachęcam do kontaktu (komentarze / mail) w końcu kto pyta nie błądzi ;)

Temat na dziś to: Gdzie szukać naszej przyszłej rodziny goszczącej?




Do wyboru mamy dwie opcje: skorzystać z usług agencji lub postarać się znaleźć coś na własną rękę. Obie formy mają swoje wady i zalety. Przyznam się szczerzę, że (jeszcze) nigdy nie korzystałam z usług agencji gdyż w mojej 3 letniej karierze wyjeżdżałam jedynie jako summer au pair i uważam że przy wyjazdach wakacyjnych o wiele lepszą opcją jest szukanie rodzinki poprzez strony internetowe.

Agencja jest bardzo przydatna przy dłuższych wyjazdach a także przy wyjeździe do USA. Wiadomo agencja ma sprawdzone rodziny, opiekuje się nami, pomaga przy rozwiązywaniu wszelkich problemów i konfliktów z rodziną, organizuje spotkania z innymi au parkami itd. Jednak są też pewne minusy: agencji trzeba zapłacić! I to nie mało... Przy wyjeździe do USA na rok agencji musimy zapłacić ok. 2000zł, natomiast wyjazdy na summer au pair z pomocą agencji uszczuplą nasz portfel o ok. 600-700zł. Boli co? ;)



Dlatego ja wyjeżdżając trzykrotnie jako summer au pair zawsze szukałam rodzinek na stronach internetowych - oszczędności muszą być!  :) Zaletą strony internetowej prócz braku kosztów jest także duża możliwość przebierania w przyszłych rodzinkach - nikt nie narzuca nam terminów kiedy powinniśmy ową rodzinę znaleźć i nie czepia się, że odrzucamy wszystkie rodzinki bo zawsze mamy jakieś ale. Szukając na własną rękę to my o wszystkim decydujemy i jeśli rodzinka nie podoba nam się nawet z najgłupszego z najgłupszych powodów możemy jej nie brać pod uwagę i koniec - nie ma dyskusji pod tytułem "a dlaczego ta rodzinka była zła". Niektórzy obawiają się że wyjazd na własną rękę nie jest taki bezpieczny jak wyjazd z agencją, czy mają rację? Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie, bo ja jestem szczęściarą i zawsze trafiałam na super rodzinki - nikt nigdy nie próbował mnie oszukać więc czemu z Wami miało by być inaczej? ;) Oczywiście wiadomo oszuści istnieją ale wydaje mi się, że przy dzisiejszej technologii możemy na przykład pogadać z rodziną na skype, poprosić o maila do byłej au pair czy odnaleźć naszych hostów na facebooku ;)  Zresztą jeśli decydujemy się na wyjazd do Europy to naprawdę bilety do Polski nie są takie drogie i jeśli okaże się, że rodzinka to oszuści to możemy spakować manatki i wrócić do kraju lub znaleźć inną rodzinkę. Jak to mówią: no risk no fun! :D



Ja po raz pierwszy jako au pair wyjechałam po maturze (korzystając z tych najdłuższych wakacji). Szukając swojej przyszłej host family brałam pod uwagę tylko kraje anglojęzyczne czyli UK i Irlandię. Przy poszukiwaniach korzystałam ze strony www.aupair-world.net/ Wybór strony albo agencji jest decyzją indywidualną - ja zdecydowałam się na stronę ze względu na brak kosztów. Rodzinkę znalazłam w Irlandii (polecam ten kraj!). Za drugim razem mój wybór znowu padł na Irlandię (uwielbiam ten kraj + miałam już tam znajomych z poprzedniego roku) i znów szukałam rodzinki w internecie i znów sukces! Rodzinkę polubiłam tak bardzo, że w 2012r oszczędziłam sobie emocji związanych z szukaniem host family i wróciłam na stare śmieci do tej samej rodziny! :)

Lista najpopularniejszych agencji:

  • Cultural Care - wyjazdy do USA, opłata ok. 2000zł z ubezpieczeniem.Istnieje możliwość obniżenia kosztów.
  • Prowork - wyjazdy do USA (850zł + 100$), Europa (690zł)
  • Happy AuPair - wyjazdy do Europy (480zł), summer au pair (580zł)
  • Gawo -  wyjazdy do USA (750zł +100$), Europa (750zł)


Lista najciekawszych stron internetowych:

  • Aupair World- tutaj znalazłam moją pierwszą rodzinkę w 2010r
  • New aupair - tutaj z kolei znalazłam rodzinkę w 2011r
  • Easy aupair -z tej strony korzystała au pairka Czeszka którą poznałam w Irlandii

Więcej stron nie znam osobiście, a nie chcę polecać coś z czego nigdy nie korzystałam i nie wiem jak działa! :) Bardzo polecam dwie pierwsze pozycje - łatwe w obsłudze i naprawdę da się tam znaleźć fantastyczne rodzinki czego ja jestem przykładem! ;)


A w następnym poście opiszę cały proces szukania rodziny poprzez stronę internetową. Zapraszam! :)

piątek, 29 marca 2013

Oslo część trzecia i ostatnia

Dla kontrastu dla ogromnych emocji podczas niedzielnych zawodów, w poniedziałek postawiliśmy na coś mniej brawurowego - zwiedzanie Oslo. Ja głupia myślałam, że jeden dzień wystarczy żeby zwiedzić to małe miasto, nic bardziej mylnego! Zanim w ogóle zabraliśmy się za odkrywanie Norweskiej stolicy postanowiliśmy znów poczuć się jak Justyna Kowalczyk i przemaszerowaliśmy jej śladami w Drammen. Słynny kościół który widać na biegach narciarskich - checked, malutki rynek - checked, dworzec kolejowy - checked. Zdjęć nie posiadam, bo jak na przyszłego informatyka przystało przypadkowo usunęłam je z karty i nadpisałam innymi plikami - brawo ja! ;)

Około godziny 13tej byliśmy w Oslo gotowi odkryć jakie skarby kryje przed nami to baaardzo drogie miasto (0,5l butelka wody to koszt 25zł, bilet na metro 15zł itd.). Pierwszy przystanek? Oczywiście sklep z pamiątkami jakżeby inaczej! Nie wiem czy Wam wspominałam ale moja siostra zbiera otwieracze do piwa z magnesem, jej kolekcje zawiera już ok. 50 sztuk i stale się powiększa i właśnie dlatego wizyta w sklepie z pamiątkami była priorytetem! :)


Już w pierwszym sklepie znaleźliśmy otwieracze i z braku zdecydowania kupiliśmy 3 za co zapłaciliśmy 100 NOK (ok. 50zł) - to jeszcze nie tak drogo! :)


Prawdziwe zwiedzanie zaczęliśmy natomiast od przejścia się słynną Karl Johans Gate - jest to największa ulica Oslo która ciągnie się od dworca aż do Pałacu Królewskiego. Podczas spaceru warto rozglądać się na prawo i lewo gdyż w pobliżu Karl Johans Gate znajdują się takie zabytki jak budynek parlamentu, National Theatre czy katedra.
















Z pod pałacu jak na mieszkańców Szczecina przystało wyruszyliśmy do portu! :)








Jako, że naprawdę kochamy swoje miasto zgodnie stwierdziliśmy  że nasz port jest ładniejszy i po krótkim spacerze udaliśmy się w miejsce dobrze już nam znane - Holmenkollen. Tym razem postanowiliśmy poczuć jak to jest być skoczkiem narciarskim za "drobną" opłatą 100 NOK za osobę wjechaliśmy na samą górę skoczni skąd rozciągał się przepiękny widok na całą okolicę.






W cenie biletu było także zwiedzanie muzeum narciarstwa na co mieliśmy jedynie 10minut jako, że przybyliśmy do Holmenkollen na ostatnią chwilę. Rzuciliśmy więc okiem na co ciekawsze obiekty i pod naglącym spojrzeniem pani bileterki ewakuowaliśmy się z muzeum. Po drodze na stację metra obowiązkowo jeszcze kilka zdjęć, bo kto wie kiedy następnym razem tam wrócimy...





...I czas na największą atrakcję dnia czyli 2km zjazd na sankach! Koszt wynajęcia sanek: 125 NOK wrażenia: bezcenne! Zjazd rozpoczyna się na stacji Frognerseteren a kończy 7 stacji dalej :D Po drodze mija się Holemnkollen a całość trwa ok. 15 minut :)




Ciężko jest jednocześnie kierować sankami i patrzeć w aparat, żeby kontrolować co się nagrywa ;) Zjazd jest NIE-SA-MO-WI-TY! :) Zjechaliśmy dwa razy po czym zrobiło się zbyt zimno i zbyt późno żeby kontynuować tą frajdę... Ruszyliśmy więc w drogę powrotną i jako, że ze względu na brak czasu wielu rzeczy z pierwotnego planu nie udało nam się zobaczyć mamy nadzieję jeszcze kiedyś wrócić do Oslo! :)

Dla ciekawskich: oryginalny plan i kosztorys wycieczki do Oslo autorstwa mojej skromnej osoby (KLIK) ;)

poniedziałek, 25 marca 2013

Leeeeeeeeeć Piotrek, leeeeeeeeeeć! :D

Jest godzina 14ta. Justynki nie widać na horyzoncie więc chyba z autografu nici... Czas przenieść się więc pod skocznię żeby znaleźć nasze miejsca. I tu niespodzianka... niemiła niespodzianka! Jako, że kupione przez nas bilety były najtańszymi z możliwych okazało się, że nie możemy wejść na trybuny. Pozostały nam miejsca stojące - no nic jakoś się przemęczymy te 2 godzinki. Chociaż nie... Już po 15minutach stania i przebierania z nogi na nogę zaczęłam tęsknić za tą okropną metalową ławką ze stadionu! ;) Na początku skakały panie więc podziwiałam je w powietrzu z niecierpliwością czekając na panów, wiadomo! :D





Kiedy na belce startowej pojawili się pierwsi panowie zaczęły dziać się miłe rzeczy! Na początek ochroniarze pilnujący bramek zaczęli przepuszczać wszystkich bliżej jako, że jeszcze było trochę miejsc! Korzystając z okazji znaleźliśmy się tak blisko skoczków jak to było możliwe. Każdy skoczek musiał przejść obok nas kończąc swój skok więc banan na mojej twarzy był ogromny :D Praktycznie zaraz po naszej zmianie miejsc swój skok oddał Piotrek Żyła - coś niesamowitego! 



Skok Piotrka cudowny, atmosfera tam - tego nie da się opisać! Radość kibiców, krzyki, skoczkowie których znam ze szklanego ekranu na wyciągniecie ręki i nawet zimna już tak nie czuć! Chwilę później Żyła ogarnięty euforią po wyśmienitym skoku zaczyna rozdawać autografy i... udało się! Mam autograf Piotrka, gratuluję mu osobiście i nie mogę przestać się szczerzyć! Czy może być lepiej? 



A owszem, bo Kamil też ładnie skacze a druga seria przynosi jeszcze więcej pozytywnych emocji! Udało mi się zdobyć jeszcze autografy Dawida Kubackiego, Macieja Kota i właśnie Kamila Stocha, a Piotrek Żyła wygrywa konkurs! Eksplozja szczęścia! :)






Atmosfery panującej w Holmenkollen nie potrafię opisać! Powiem Wam, że siedząc wieczorem w domu kiedy tylko zamykałam oczy to znów widziałam te wszystkie magiczne momenty - te tłumy kibiców (na 14 tysięcy kibiców ok. połowę stanowili Polacy!), czułam tą radość! Na pewno jeszcze nie jeden raz powtórzę taki wypad na skoki! :) Oglądanie skoków w tv już nigdy nie będzie takie samo!






Wielkie gratulacje dla naszych Polskich orłów za piękne skoki! Największe gratulacje oczywiście dla Piotrka za 1 miejsce w Holmenkollen, 3 w Planicy i piękną końcówkę sezonu oraz dla Kamila za świetny sezon uwieńczony 3cim miejscem w klasyfikacji generalnej! Tak trzymać panowie! :)

piątek, 22 marca 2013

Czas na mały odpoczynek czyli wycieczka do Norwegii :)

Wczoraj był pierwszy dzień wiosny - patrząc za okno nie chce mi się w to wierzyć. Gdzie jest zielona trawa i pierwsze kolorowe kwiaty ja się pytam? Gdzie słońce które rano budzi mnie swoimi promieniami i sprawia, że dzień od razu wydaje się lepszy? Na pewno nie w Poznaniu ani w Szczecinie. Postanowiłam więc sprawdzić czy może ktoś się nie pomylił i wiosna przypadkiem nie pojawiła się w Norwegii!

Bilety zakupiłam już w styczniu - kosztowały mnie całe 16zł w dwie strony! I jak tu nie kochać ryanaira? ;) Wydaje mi się, że Oslo nie jest zbyt nastawione na turystów - a przynajmniej nie na biednych studentów z Polski :D Poszłam więc za radą innych studentów i znalazłam sobie sponsora... a nawet dwóch ;) Moi kochani sponsorzy (oczywiście mam tu na myśli moich rodziców :D) opłacili mi praktycznie całą wycieczkę w której koszt wchodziły głównie przejazdy, jakieś jedzenie czy pamiątki o resztę nie musiałam się martwić gdyż przez te 5 dni mieszkałam u kuzynki pod Oslo :)

Plan był prosty! Wylot z Poznania w piątek, w niedzielę mój pierwszy raz jako kibica biegów i skoków narciarskich w Holmenkollen, szybki przegląd najciekawszych miejsc w Oslo w poniedziałek i fruuuu do domu we wtorek.

Piątek i sobota upłynęły dość szybko pod hasłem rodzinnej integracji. Podczas spaceru po Sande odkryłam, że:

  • w Norwegii wiosny nie znajdę - wręcz przeciwnie!
  • lepiej patrzeć pod nogi niż przez obiektyw aparatu, bo lód ukryty pod śniegiem tylko czeka aż ktoś będzie szedł z nieuwagą - gleba gwarantowana.
  • jeśli chce się mieć suche i czyste ubrania lepiej nie robić orzełków/aniołków na śniegu ;)
  • lustrzanka taty nie zawsze chce ze mną współpracować tak jak to sobie wymarzę - chyba muszę zacząć częściej z nią rozmawiać, żeby nie dochodziło między nami do takich nieporozumień!
  • nie lubię mgły, bo przez nią zdjęcia wyglądają nieciekawie. Misja odnaleźć słońce zakończona niepowodzeniem...











Po dwóch dniach relaksu i odpoczynku w końcu nadszedł czas na to co tygryski lubią najbardziej czyli wyprawę na zawody! Kiedy dotarliśmy (bo chyba jeszcze nie wspomniałam ale w podboju Norwegii towarzyszyła mi siostra z narzeczonym) na dworzec centralny w Oslo z łatwością odnalazłam metro które miało nas zawieźć do Holmenkollen. Choć nie wiem czy metro jest tutaj odpowiednią nazwą... Podczas 30minutowej jazdy jedynie kilka pierwszych stacji przypomina metro jakie znam z innych miast potem niespodziewanie metro zamienia się raczej w kolejkę górską - ostatnia stacja znajduje się an wysokości 465m nad poziomem morza! :)


Z początku obawiałam się, że dojście od metra do skoczni może sprawić jakieś problemy ale ilość kibiców (głównie norweskich) wspinających się pod górkę w jednym kierunku ułatwiła to zadanie! ;)



Na pierwszy ogień poszły zawody pucharu świata kobiet w biegach narciarskich. 30 kilometrowy bieg trwał około 1,5h co oznaczało półtorej godzinne siedzenie na zimnej metalowej ławce (nikt nie mówił, że trybuny będą metalowe no chyba, że było to napisane małym druczkiem po norwesku...), ściskanie kciuków za Justynę i wypatrywanie wszystkich zawodniczek wbiegających na stadion to z lewej, to z prawej strony.






Czas przed biegami umilała jakaś Norweska piosenkarka namawiająca wszystkich do skakania i klaskania w rytm znanych przebojów - przynajmniej można było się rozgrzać! ;) Co jakiś czas można też było odnaleźć siebie na telebimie, wyszczerzyć zęby w szerokim uśmiechu i mieć nadzieję, że będzie to transmitowane w naszej Polskiej telewizji - w końcu cała rodzina zgromadziła się przed telewizorami wypatrując flagi z napisem "Szczecin Niebuszewo". Nawiasem mówiąc widać nas przez jakąś sekundę ;) Atmosfera na stadionie była niesamowita zwłaszcza jak w polu widzenia pojawiała się Therese Johaug bądź Justyna Kowalczyk - radosne niezrozumiałe okrzyki Norwegów i nasz polski doping "Justyna! Justyna!".





Norweżka pokazała klasę i wygrała z miażdżącą przewagą, ale nasza Justynka też dała radę i dobiegła do mety jako druga wprawiając stadion w podwójną radość (Polacy cieszyli się z drugiego miejsca, a Norwedzy z tego, że Justynie nie udało się przezwyciężyć ich ulubienicy Johaug :)).


Po takich emocjach czekało nas już tylko jedno - zawody pucharu świata w skokach narciarskich! Ale o tym w następnej notce! :)